środa, 23 lutego 2011

Szczepienie

Pierwsze szczepienie synek zniósł dzielnie. Pewnie bardzo pomogło mu jedno wkłucie zamiast tych bodajże trzech. Nie wyobrażam sobie, jak mogłabym mu nie zafundować takiego ulepszenia (chociaż oczywiście ważniejsze są te typy szczepów icośtamcośtam). Przychodnia zadziwiła mnie niesłychanie, zapisując jakąś ósemkę niby zdrowych dzieci na jedną godzinę. Kto pierwszy ten lepszy. Nie ważne, że nastrój siedmiotygodniowego niemowlaka jest kruchy, jak szklanka. Czekaj na swoją kolej! Ale synek bardzo dumnej mamy był bardzo dzielny i spokojny. Nie dał się sprowokować i spał sobie spokojnie niczego się nie domagając. Oczywiście przy wkłuciu był krzyk, ale słyszałam już gorsze.
Wśród tych wszystkich dzieci, gdy Adaś spał wtulony we mnie, jakoś tak dotarło do mnie, że on jest mój i ogarnęła mnie ciepła miłość do niego. Zrozumiałam, że to jest właśnie mój synek i żadna inna kobitka nie podejdzie i go nie przytuli. Takie z lekka niesamowite uczucie.
Po szczepieniu usnął w objęciach taty (AC/DC rulez). Opuścił jedną nocną pobudkę. Nie ssał z taką natarczywością, jak to potrafi. Obserwuję dalej.