poniedziałek, 30 maja 2011

Czas

Fiflak kończy za chwilę 5 miesięcy. A ja 360. Tego samego dnia. Wspólny czas mija nam błogo. W sumie jestem dumna z nas, że karmienie piersią to łatwizna. A taki był problem z załapaniem ssania przez pierwsze trzy doby. Początkowo planowałam karmić tylko piersią do ukończenia szóstego miesiąca. Jednak zaczęłam się od kilku dni zastanawiać nad wprowadzeniem pierwszych warzywek. Potem gluten, soczki. Bo najbardziej brakuje nam czegoś do picia na spacerach. Gdybym nie miała obaw karmić na siedząco, byłoby łatwiej. Jednak karmię go już dłuższy czas tylko na leżąco. Także pierwsza będzie marchewka. Nie mogę dokopać się do jakiegoś zwięzłego schematu. Każdy mówi co innego. W związku z tym wydumałam schemat sobie sama. Od kilku łyżeczek marchewki, oby do całej porcji (125g?). Przez pierwszy tydzień. A na drugi tydzień marchewka + ziemniaczek. Potem banan. Jabłko. Co tam będzie w pobliżu. Na tę chwilę stawiam na słoiczki. Szczególnie zważywszy na bakterie E-Coli w Niemczech.
Macierzyński podstawowy skończył się w mój pierwszy Dzień Matki (czekoladki pożarte, zęby bolą). Teraz dodatkowe ustawowe dwa tygodnie, a dalej wypoczynkowy. A jeszcze dalej wychowawczy. Chyba że nie. Nie mogę się zdecydować. Wszystko zależy od polubienia jedzenia przez mojego maluszka. Nie mam zamiaru ściągać mleka. Zresztą sprzedałam laktator!
Synek nie potrafi też zasypiać bez cyca. Chyba, że na rękach, na bujawce, w wózku czy nosidełku.
Ważne momenty przed nami. Nauka jedzenia oraz zasypiania w dzień bez cycka. Bo na noc cycka mogę ciągnąć do ukończenia pierwszego roku.
A tak w ogóle to mi się nudzi. Ale też nie mam czasu. Niby nauczyłam się przy synku wykorzystywać szybko każdą wolną chwilę. Jednak nie mam kiedy w ogóle pomyśleć o obiedzie. Posiedzieć na internecie, jak niektóre mamuśki. Muszę się jakoś rozplanować, bo czas zbyt szybko leci.