niedziela, 27 lutego 2011

Kocyki

Odreagowuję chyba już prawie trzymiesięczny brak łażenia po sklepach kocykomanią. Żółty, zielony, granatowy, lew, żyrafa, słonik, dinozaur, misio taki, misio siaki, polarkowy, bawełniany...Mogłabym już poprzestać na tych dzisiejszych dwóch dodatkowych. Może się uda, bo wczoraj mama zabrała cycki i wyszła po raz pierwszy od porodu, zostawiając syna z mężem. Prawie trzy godzinki. Postałam w kolejkach, poprzepychałam się z koszykami. Ah, jak mi tego brakowało.
Mały dostał od tatusia butlę i spał prawie cztery godzinki, przez co po powrocie do domu czułam się taka niepotrzebna. Jak czasem butlę dostanie, nic mu się nie stanie. Ssak i tak jest nieprzeciętny. Tylko nie za często, bo zdaje się na mm szybciej dzieciaki tyją. A on już przecież podchodzi pod 5,5kg. Z nienacka zaskoczyła mnie konieczność wymiany ciuszków! Nagle się okazało, że po naciągnięciu w kroku body 62, przy szyji zrobiło się mega dziursko. Także pralka miała nagłą robotę z rozmiarem 3-6 m-cy. Adaś jest długi, ale jeszcze szczupły, jak na ten rozmiar. W zasadzie na długość ubranka są akurat, za to oczywiście za szerokie.
A dzisiaj pojechaliśmy pierwszy raz do moich rodziców. Ubieranie w te wszystkie ciepłe rzeczy i pasy doprowadza Adasia do krzyku, ale jak tylko przekroczy próg domu, czyli po jakiś dwóch/trzech bujnięciach w foteliku, zapada w błogi sen. Spotęgowany tym bardziej brumbrumem. Nic tylko z nim gdzieś wyjeżdżać. Oczekuję ciepła w marcu i wyprawy chociażby do ikei, która zresztą mi się już śniła (!?). Bo mama weszła w spodnie przedciążowe, więc jest na dobrej drodze do odnowienia nieodnawianej od chyba pół roku garderoby.